poniedziałek, 30 grudnia 2013

Z KOCZOWNIKAMI W NOWY ROK

W naszej wędrówce między starymi a nowymi laty przyłączmy się do koczowników. Dla nich to nie pierwszyzna a niedoświadczonych turystów przyjmą z otwartym sercem. Jeszcze sto lat temu szachowie Iranu ochoczo się z nimi koligacili a oddziały wystawiane przez federacje plemienne długo stanowiły podstawę wojska perskiego. Dziś, głównie za sprawą polityki modernizacyjnej Rezy Szacha pozostała ich garstka. Udało mi się utrwalić ich życie na zdjęciach. Nie znalazłabym lepszego momentu, żeby się nimi podzielić niż u progu nowego roku. Życzę nam wszystkim, żebyśmy umieli cieszyć się drogą tak, jak oni to potrafią. A nie jest im łatwo.

Wnętrze kaszkajskiego namiotu (fot. KR)
Chcecie bajki? Oto bajka. Kaszkajowie to jedna z najpotężniejszych grup wśród irańskich koczowników. Irańscy z miejsca zamieszkania, z pochodzenia i języka - tureccy. Za czasów Kadżarów inne plemiona zawierały konfederacje, żeby ograniczyć ich rosnące wpływy. A było o co walczyć, bo i wpływy koczowników nie były małe. Z czasem chanowie - przywódcy plemion wchodzili w struktury arystokracji państwowej przenosząc się do miast i porzucając tradycyjny styl życia. Zabiegano o nich, ponieważ zanim powstała regularna armia na oddziałach wystawianych przez koczowników opierały się perskie siły zbrojne. Ale zarazem obawiano się ich. Bunty plemion były poważnym zagrożeniem dla władzy centralnej. 

Świetnie rozumiał to Reza Szach, który realizując swoje marzenie o modernizacji Iranu wydał koczownikom wojnę. Jeszcze na początku XX wieku stanowili oni 25% ludności kraju. W latach 20. szach rozpoczął akcje przymusowego osiedlania egzekwowane krwawo. W Farsie, gdzie mieszkają Kaszkajowie, jak i w innych rejonach kraju wybuchały powstania: zakaz przenoszenia się z obozów zimowych do letnich oznaczał niemożność utrzymania stad. Zamożni niegdyś koczownicy szybko stracili wpływy a kraj borykał się z niedoborem żywności. 

Jak inne zakazy Rezy Szacha, na przykład zakaz noszenia hidżabu i strojów etnicznych, zakaz koczowania także z czasem przestał być przestrzegany i dziś plemiona koczują tak jak ich przodkowie, choć są wśród nich i takie klany, które porzuciły wędrówkę. Nie odbudowały jednak utraconej pozycji.

Kaszkajowie stanowią dziś mniej niż 1 procent ludności kraju. Ci z nich, którzy pozostali wierni koczowniczemu życiu zimę spędzają w wioskach, latem zaś pędzą swoje stada na świeże pastwiska, opodal których rozbijają obozy w takich jak te miejscach:
Fot. KR
Fot. KR
Fot. KR
Jeśli chodzi o podstawowe potrzeby są całkiem samowystarczalni. Zwierzęta dostarczają im pożywienia, chleb, podobny do najpopularniejszego w Iranie lawasza pieką nad ogniskiem (niech go niewprawne oko nie bierze za naleśniki!)
Fot. KR
Cenią sobie każdy cień koloru wydobyty z jałowej ziemi. Kaszkajskie dziewczyny ubierają się bajecznie kolorowo.
Fot. KR
Ale żeby to było możliwe trzeba kupić tkaniny. Za to i inne niezbędne zdobycze cywilizacji płacą dzięki sprzedaży owiec i dywanów. Te bajecznie kolorowe kobierce cieszące się wielką sławą na Zachodzie tkają na wełnie (stąd ich miękkość), na łatwych do rozłożenia i przeniesienia poziomych krosnach:


Zaklinają w swoje dywany tysiąc motywów i barw błogosławieństwa przyrody oraz historię własnego życia. A że przyszło im żyć w pobliżu ruin starożytnego Iranu - znajdziecie na ich tkaninach także i motywy z Persepolis. Nie bez powodu - taki dywan to przecież zarazem amulet i żywa historia.

Dywan kaszkajski.
Tyle bajka. Nikt już dziś nie tka takich dywanów. Robi się znacznie bardziej prymitywne. Dlaczego? Ponieważ w Iranie życie kosztuje niewiele mniej niż u nas. Znacznie pewniejszym źródłem dochodu są turyści. Teraz jest ich mało, ale za parę lat plemiona będą wędrować już tylko po to, żeby zarobić parę groszy. Póki co trudno powiedzieć kto jest dla kogo większą ciekawostką...
Turystka przebrana w strój panny młodej wśród Kaszkajów

3 komentarze:

  1. Dziękuje za kolejny wzbogacający wpis. Z koczownikami niestety się nie spotkałem i zwyczajnie na ich temat brak mi wiedzy. Na temat samej podróży po Iranie - luźno w temacie "koczownictwa" - to warto pamiętać, iż każdy samochód może potencjalnie być taksówką. Wystarczy w mieście czy poza miastem pomachać ręką i wciągu 4-5 minut cokolwiek się zatrzyma. Autostop jest płatny ale my podróżowaliśmy z karteczką w wypisana po Persku, iż "Niestety, nie możemy zapłacić" i albo machali ręką i jechali dalej. Albo nas brali ze sobą... Najlepsi byli tirowcy bo Ci nigdy nie prosili o żadne pieniądze. Kierowcy tirów w Iranie podobnie jak w naszej ojczyźnie, dobrze zarabiają a towarzystwo autostopowiczów jest dla nich wręcz rozrywką w trakcie nużącej pracy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to ja dziękuję za wzbogacenie - bardzo ciekawe, co Pan pisze. Nigdy nie podróżowałam autostopem między miastami, miewałam natomiast takie miesiące, kiedy prawie wszystkie noce spędzałam w autobusie.

      Wszystkiego dobrego w nowym roku, Panie Wojciechu!

      Usuń
  2. Dwa razy mieliśmy przyjemność podróżować autobusem. Odpowiednikiem naszego "PKS'u", w którym nie występuje segregacja płciowa choć niekiedy bywa, iż konduktor dyryguje i ustawia gdzie pasażerowie mogą usiąść. Na dalekie dystanse(np. trasa Ourumiya - Hamadan), dostaje się jakieś "małe co nieco" do zjedzenia w postaci soczków i bułeczek w opakowaniu. Mimo to, autobus i tak na mniej więcej godzinę zatrzymuje się w przydrożnym zajeździe(jak wszędzie dla Polaków w Iranie żywność jest bardzo tania). Koleżanka Iranka w swej pracy na temat "turystycznych walorów Iranu", jako minus podawała paskudny stan toalet w takich zajazdach... Pamiętam, iż autobus miał telewizor, z którego szedł z lat 80 ubiegłego wieku jakiś irański film akcji, zrobiony na wzór amerykański gdzie dzielny, bohaterski irańczyk w pojedynkę dawał radę niegodziwym amerykanom...

    OdpowiedzUsuń