wtorek, 3 grudnia 2013

WIRTUALNY IRAN

Według najnowszego raportu Ookla tylko 16 krajów (spośród 186 objętych badaniem) ma wolniejszy internet niż Iran. W kafejce internetowej często szczytem marzeń jest otwarcie jakichś stron poza pocztą. Do tego gros stron, między innymi portale społecznościowe, podlega „filtrowaniu”. Słowem – umarł w butach, ze światem się nie połączy. Tylko, że to Iran, więc nic nie jest aż tak proste, jak się wydaje...


kafi net soorat
Odnalezione w internecie: Kafinet-e sor'at w Buszehrze
Internetowe łącza telefoniczne działają fatalnie a w czasie protestów po uważanych powszechnie za sfałszowane wyborach prezydenckich w 2009 prawie przestały działać. Ale stałe łącza sprawdzają się całkiem nieźle a każdą blokadę stron internetowych można obejść dysponując odpowiednim programem („filter-szekan”, jedno z kluczowych słów do opisu dzisiejszej rzeczywistości irańskiej). I już można mieszkając w Teheranie czuć się członkiem globalnej społeczności. Do tego stopnia, że perska blogosfera należy do największych na świecie, choć za nieprawomyślność na blogu grożą najcięższe kary. Mało tego, bahaici, którzy podlegają w Iranie wielu formom dyskryminacji i prześladowań, obejmujących między innymi niemożność podejmowania studiów od lat prowadzą BIHE (Bahá'í Institute for Higher Education). To podziemna, choć prowadząca ogólnie dostępną informacyjną stronę internetową (sic!), uczelnia wyższa przyjmująca co roku 450 nowych studentów. Dzięki internetowi właśnie zapewnia edukację na wysokim poziomie, współpracując z profesorami z całego świata, którzy on-line udzielają konsultacji studentom.

Tyle enklawy. Pozostaje problem dostępu do szybkiego internetu. Tu natrafiamy na wielką rozbieżność danych statystycznych. W zeszłym roku wg Irańskiego Cetrum Statystycznego dostęp do internetu w Iranie miało ok. 15 milionów ludzi, według danych ministerialnych - ponad 34 miliony. Uczelnie, w odróżnieniu od większości polskich, zwykle zapewniają studentom sale komputerowe. Irańskie studentki w Londynie bardzo mi się skarżyły, że Uniwersytet Londyński nie zapewnia im takiej bazy do badań, jak Politechnika w Isfahanie (co prawda jedna z najlepszych). Wielu młodych ludzi ma zatem dostęp do internetu, oczywiście ograniczony, na uczelniach. Doskonale działa też system sms-ów. Wiadomości (i dowcipy) migiem rozchodzą się po mieście. W 2009 z obawie przed nimi władze zawiesiły system. Ujawnił się wtedy jeszcze jeden paradoks wirtualnego Iranu: dzięki serwisom społecznościowym, zwłaszcza Twitterowi informacje o wydarzeniach na ulicach rozchodziły się momentalnie po świecie, zastępując doniesienia reporterów, którym władze zakazały opuszczać hotele. Wydawało się, że właśnie przez internet ludzie skrzykują się na kolejne demonstracje. Dopiero późniejsze badania pokazały, że tempo internetu w Iranie odcinało większość użytkowników od takiej możliwości.

Prezydent Ruhani i jego rząd od paru miesięcy obiecują zniesienie cenzury z internecie. Sprawa jest w tej chwili dyskutowana. Kto wie...

I jeszcze jedno: badania (także moje) pokazują, że Irańczycy stosunkowo rzadko poszukują w internecie wiadomości o świecie zewnętrznym. Większość użytkowników internetu nie wychodzi poza jego perskojęzyczną część. Do tego stopnia, że irańska blogosfera dzieli się na dwie, słabo połączone - persko- i angielskojęzyczną (pisaną przez diasporę, często w drugim pokoleniu).

2 komentarze:

  1. Tu dochodzimy do największego paradoksu Islamskiej republiki. Z jednej strony facebook jest kategorycznie zakazany przez prawo a z drugiej na oko praktycznie 80 % pośród Kofinetów posiada do niego dostęp. Wystarczy w kafejce poprosić pana o przełamanie blokady i już. Zero strachu, ma się wrażenie, że ta cała blokada internetu to do pewnego stopnia martwy przepis.

    Również nielegalny jest program Couch surfing, dlatego każdy gospodarz nam tłumaczył "ale pamiętajcie, poza domem nie mówcie, że to ja was goszczę oki?". Jedynie w Yazdie był problem ze znalezieniem Coucha ponieważ, jakiś czas temu aktywna tam policja turystyczna zrobiła naloty na użytkowników portalu z tego miasta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... z wszelkimi irańskimi przepisami tak jest, że nigdy do końca nie wiadomo - zadziała czy nie:-) Zwykle nie, ale czasem niestety działa i wtedy na każdego znajdą się haki.
      Na pewno będzie się to przewijało w następnych postach. Miałam kiedyś przyjemność brać udział w dyskusji o cenzurze w Iranie w radiowej Dwójce - w sam raz na temat:
      http://www.polskieradio.pl/8/472/Artykul/770978,Iranska-gra-z-cenzura

      Usuń