środa, 18 grudnia 2013

WOLA BOSKA I SKRZYPCE


Miesiąc przed końcem roku człowiek czuje się mocarny: jak się weźmie za bary ze światem, jeszcze nadrobi wszystkie zaległości. A potem przeżywa zawód. Jak co roku. Człowiek Zachodu. Szczęśliwy człowiek Wschodu już nie musi. Ma czas. Zresztą wie już, że choćby walił głową w mur, i tak stanie się, co Bóg zechce. A może to i dobrze, bo kto wie, co się koniec końców okaże dobre. Wszystko w Iranie wymaga cierpliwości. Jedno z podstawowych pojęć tej kultury to sabr, cierpliwość i spokój w obliczu trudności, a w życiu codziennym przede wszystkim oczekiwanie. Aż zbierze się komplet pasażerów i autobus ruszy, aż urzędnik skończy pić herbatę i zechce nas obsłużyć, aż odnajdą się dokumenty i wyjaśnią niejasności. Straszne? Dla niektórych tak bardzo, że rezygnują ze stypendiów i uciekają do domu. Ale czasem kojące.
Miniatura perska

Przydrożny filozof pięknie wyjaśnił mi kiedyś istotę dojrzałości kultury perskiej: "Nic dziwnego, że Amerykanie tak się cieszą z tego, co mają. Kiedy my dwa tysiące lat temu mieliśmy to samo, też się cieszyliśmy". Cudowne. Ale nie do zniesienia, kiedy nadgorliwiec z Polski usiłuje się w tym odnaleźć. Przyjeżdża na stypendium. Wszystko miało być gotowe, ale nic nie jest. Mijają kolejne dni. Tygodnie. Codzienne wizyty w urzędach niewiele zmieniają. Chodzić trzeba, bo inaczej nikt nie będzie o człowieku pamiętał. Ale po co się denerwować? Jeśli już, to na pokaz, bo to czasem popycha sprawy do przodu. Poza trzeba się nauczyć czekać. Pozwolić, żeby czas przepływał przez ciebie. W końcu w Iranie wszystko da się załatwić. Niektórzy twierdzą, że łapówkami. Ja nie umiem ich dawać, ale i bez tego sobie radzę. Bo w całej tej otoczce bezdusznej biurokracji znajdzie się w końcu miejsce na ludzki odruch i sprawa, która długimi tygodniami nie dawała się załatwić sama się rozwiązuje. Nemisze - nie da się, które słyszeliśmy tysiąc razy rozpływa się w powietrzu. Widocznie tego właśnie Bóg chciał i chwała mu za to, że oświecił swojego sługę-urzędnika. Polscy urzędnicy są już całkowicie odporni na oświecenie.

Polak idzie przez życie machając szabelką, zawsze gotów dochodzić swego. Bardzo trudno uznać, że można inaczej. Dlaczego oni się o swoje nie dopominają? Dlaczego dają się prowadzić jak stado baranów? Dlaczego nikt nie protestuje, że na przykład w środku zimy jadący przez wysokie góry autobus z Teheranu do Stambułu nie jest ogrzewany? Potrafią się pobić na środku skrzyżowania a przeciw niesprawiedliwości nie wystąpią? 

Może dlatego, że są przyzwyczajeni do różnych niewygód związanych z życiem w zbiorowości. To jednak kultura znacznie bardziej wspólnotowa, w której nie ma tyle miejsca na rozpychanie się jednostki. I kultura nasycona w gruncie rzeczy fatalizmem. Zgodą na los. Choć zoroastryzm jest religią wyboru, już w tekstach przedislamskich pojawia się uległość wobec przeznaczenia, cudownie rozwinięta w eposie. Starać się trzeba, ale co z tego będzie, Bóg jeden raczy wiedzieć. Skoro życie toczy się własnym rytmem, kto mądry próbuje płynąć pod prąd?

To bardzo trudna lekcja dla Europejczyka. Tak trudna jak odnalezienie w perskiej muzyce innych nut niż smutek. A kiedy się w nią wsłuchać, można odkryć całą gamę uczuć...

2 komentarze:

  1. Niestety, to jest bardzo smutna cecha wielu narodów południowców. Dopóki kraje południa nie zrozumieją, że czas jest czymś co ucieka. Dopóty będzie to jedną z wielu przyczyn biedy i nierówności społecznych. Tak się składa, iż 3/4 świata wolałoby się urodzić w Niemczech/Krajach Skandynawskich gdzie nie ma podziału na biednych i milionerów a większość ludzi zarabia wysokie zarobki(wzór dla naśladowania także dla nas Polaków). W Iranie 30 % ludzi nieoficjalnie znajduje się na bezrobociu. Iran to bardzo piękny, wspaniały kraj z bardzo życzliwymi ludźmi ale szczerze powiedziawszy musimy umieć rozróżnić między wczasami a zarabianiem na życie w danym kraju, które często takie różowe nie jest...

    Irańczycy na wiele rzeczy się godzą i są ulegli bo zwyczajnie nie mają punktów odniesienia. Z pośród Persów, którzy mieli okazję być na zachodzie, naglę zaczyna dostrzegać wszelakie felery swojej ojczyzny w tym m.in nadmierne zaśmiecanie środowiska - niestety ludzie bliskiego wschodu może nie zaśmiecają billboardami swojego kraju ale elementami pop kultury jak najbardziej, drogi poza miastami to dramat, wzdłuż dróg ciągnie się śmieciowisko... Zresztą czy my Polacy jesteśmy lepsi? Nie wychodzimy na ulicę mimo, że politycy grają nam na nosie a emeryci często odmawiają sobie leków by zwyczajnie z emerytury móc wyżyć, a gdy w tym samym czasie. Angielski emeryt ma refundowane leki ze skarbu państwa...

    Przepraszam, że w swoim poście zszedłem na polityczne stronę zagadnienia ale robię to w tym celu by ukazać, że przedstawienie człowieka wschodu jako "bardziej uduchowionego i wrażliwszego" od europejczyka to jeden z największych konfabulacji jaki zachodowi udało się sprzedać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Wojciechu, nie chciałabym się wdawać w poważne polemiki pod lekkim tekstem, więc - jeśli Pan pozwoli - lekko i świątecznie: ceni Pan sobie perską gościnność. A to jest druga strona tego samego medalu. Dlaczego u nas ten rodzaj gościnności zanikł? A skoro zachodni wyścig szczurów ma same zalety, to skąd się biorą prądy "slow livingowe"? Kiedyś Iran się otworzy na świat a jego mieszkańcy zaczną liczyć. Łatwiej będzie tam pojechać, ale nie tak przyjemnie podróżować. Może Pana zaskoczę, ale nie chciałabym mieszkać w Szwecji (nie tylko z powodu klimatu) ani w Niemczech i znam niemało osób myślących podobnie, w tym Irańczyków, którzy tego próbowali. Pozdrawiam!

      Usuń