piątek, 27 grudnia 2013

JAK ZOSTAŁAM FEMINISTKĄ

Zwykle rogata dusza zamiast do wyrazistych barw ciągnie do półcieni, ale jak po pierwszym roku mieszkania w Teheranie zaczęłam się rzucać z pięściami na maski trąbiących na mnie samochodów (kto nie zna teherańskiego ruchu, niech nie potępia), tak po roku mieszkania w akademiku zostałam feministką. I to wściekłą. Na wszystkich po kolei. Do rozpaczy doprowadzali mnie urzędnicy mówiący do moich stóp. Może i chcieli w ten sposób okazać mi szacunek, przestało mnie to obchodzić. Ale jeszcze bardziej drażniły mnie same kobiety - otępiałe ofiary systemu (społecznego bardziej niż politycznego). W moim ówczesnym poczuciu - kapo.

Wagon metra przeznaczony wyłącznie dla kobiet. W Teheranie kobiety mogą jeździć wszystkimi wagonami, 
ale mężczyznom nie wolno wsiadać do dwóch pierwszych. (fot. KR)

Mniej więcej w tym samym czasie zadebiutowałam jako tłumacz ustny. Traf chciał, że debiut był wywiadem z pokojową noblistką Szirin Ebadi (a za naszych czasów nie było jeszcze na iranistyce zajęć w laboratorium językowym, nagrywania, omawiania). Zdenerwowana jak diabli miałam dodać pytanie od siebie. Wypaliłam: "czy nie uważa Pani, że w same kobiety hamują emancypację tych bardziej ambitnych?". Do dziś pamiętam jej lodowate spojrzenie i zapalczywość, z jaką zaprzeczyła. Jak to zwykle bywa obie miałyśmy trochę racji. Pewnie Czytelnik racje Noblistki dopowie sobie sam, zajmę się więc własnymi.


Wbrew obrazowi medialnemu kształtowanemu na relacjach takich jak niezapomniane Tylko razem z córką Betty Mahmudi kobiety w Iranie nie są pozbawione przywilejów. Ich pozycja nie jest zapewne wiele gorsza niż kilkadziesiąt lat temu na zachodzie Europy. Poligamia ma charakter marginalny - w irańskich warunkach wymaga nie lada zamożności (każdej żonie należy zapewnić osobne mieszkanie). Tradycja dzieli świat na domeny męską i żeńską. Wpływy tej drugiej ogranicza co prawda do spraw domowych, ale na ogół z pełną konsekwencją. To na przykład matka, nie ojciec, wybiera synowi kandydatkę na żonę. Oczywiście przy wielkim zróżnicowaniu etnicznym i regionalnym ta charakterystyka jest pewnym uproszczeniem. Niemniej, kobiety mają do powiedzenia niemało. Tyle, że nie wszystkie. Stare i doświadczone stoją wysoko w hierarchii, młodym przychodzi nierzadko płacić za lata poniżenia, jakich doświadczały ich teściowe w młodości. 

Jak to zwykle bywa, hierarchowie (hierarchinie?) nie patrzą przychylnym okiem na wyłamywanie się z uświęconego tradycją porządku. Prawdą jest, że kobiety mają co tracić - w tradycyjnym modelu mężczyzna jest zobowiązany dostarczyć do domu wszystko, czego rodzina potrzebuje. Kobieta w ogóle nie powinna się tym zajmować (oczywiście inaczej rzecz wygląda na wsi). Uzasadniając dyskryminację muzułmanek przy spadkobraniu prawnicy islamscy zwracają często uwagę, że o ile mężczyzna ma ze swojej części utrzymać rodzinę, dla kobiety odziedziczone pieniądze są majątkiem osobistym. Przywiązanie do tradycyjnego podziału świata miało więc racjonalne uzasadnienie, co nie ułatwiało życia ambitnym jednostkom.

O ile mężczyźni często nie wiedzieli, co myśleć o emancypacji córek, ich żony wiedziały doskonale. Jeszcze parę lat temu kobieta w Teheranie była stale na cenzurowanym. Kobiece oczy ze wszystkich stron czujnie pilnowały, żeby nie przekraczała przyjętych norm, zawsze gotowe podjąć nadzwyczajne środki. To one prowadzały przyszłe synowe do kontroli ginekologicznej (znam przypadki z Teheranu). To one wymuszały na studiujących córkach małżeństwo z kuzynem z sąsiedniej wsi, który też przecież szkołę skończył (nawet jeśli góra średnią). Wydana za mąż córka awansowała w hierarchii - jako panna, do tego już stara panna ("torszide" - skwaśniała) mało by znaczyła.

To właśnie miałam wówczas na myśli. A także potulność z jaką kobiety znoszą swój los. We wszystkim tym było trochę prawdy, ale jak to zwykle bywa prawda ma nieco mniej jaskrawe barwy a Iranki przeszły od rewolucji niesłychaną drogę. Pani Ebadi była przed rewolucją jedną z pierwszych kobiet-sędziów w Iranie. Ale wówczas takich jak ona była garstka. Paradoksalnie rewolucja wprowadzając realnie powszechną edukację i opiekę zdrowotną otworzyła wielkie możliwości dla emancypacji kobiet. W ostatnich latach widać, jak szeroko rozlała się ta fala. Tak bardzo, że kiedy szczęśliwym zrządzeniem losu ponownie spotkałam panią Ebadi w Krakowie z radością musiałam się z nią zgodzić, że w Iranie zmiana będzie miała twarz kobiety (jako tłumacz też musiałam być niekłopotliwa, skoro dziennikarz zapomniał o moim istnieniu przygotowując artykuł do druku).

Wzruszające spotkanie krakowskich iranistów z Szirin Ebadi i Huszangiem Asadim w październiku tego roku
(fot. Joanna Bocheńska)
(Niech to będzie drobny przyczynek do problemu kobiet w Iranie, który wymaga znacznie więcej niż jednego wpisu.)

4 komentarze:

  1. Można się zgodzić, iż to same kobiety irańskie z własnej woli tkwią w męskim szowinistycznym spojrzeniu na świat. Dla przykładu: pytając Irankę o zdarzenie gwałtu ze wskazaniem kto jest w nim winny. Kobieta czy mężczyzna? To odpowie nie do końca klarownie: "W obecnych czasach kobiety są, ewentualnie powinny być sprytne i gwałt jest jej błędem".

    Separacja płciowa w komunikacji miejskiej wcale nie jest złym pomysłem. W metrze wiele kobiet chwali sobie takie rozwiązanie nie musząc się narażać na nieprzyjemności czy prozaiczne "zapachy z pod pachy"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, czy Pan zna "Divorce Iranian Style" (dokument o sądzie rodzinnym) sprzed paru już ładnych lat? Sekretarka sądowa potępia tam rozwódkę - dobra matka nigdy nie naraziłaby dzieci. Takie stereotypowe opinie oczywiście wciąż się często zdarzają, ale zdecydowanie widać, że przez ostatnie lata przełamano wiele tabu.

    Separacja płciowa to akurat wspaniała rzecz:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zawsze tak jest. Kij ma dwa końce. Z jednej strony separacja płciowa w komunikacji miejskiej oddala zagrożenie molestowania i braku komfortu z powodu przebywania z niehigienicznymi mężczyznami. Z drugiej strony irańczycy przeważnie nie mają kontaktów między płciami przez większość swojej edukacji. Dopiero spotykają się na studiach a i w tym momencie sale wykładowe są podzielone na część męską oraz żeńską.

    Brak kontaktu z kobietą inaczej niż poprzez wszechobecną w internecie pornografię, skutkuję falą gwałtów, sprośnych zaczepek i stosunkowo bardziej częstszych niż na zachodzie gwizdów. Co prawda Iranowi daleko do poziomu Egiptowi czy Indii w ilości gwałtów ale obawiam się, że także Iran szybko nabiera wody...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam na myśli komunikację miejską, panie Wojciechu. Separacja w ogóle staje się coraz mniej konsekwentna i młodzi ludzie spotykają się, randkują itp. Bardzo im to ułatwia posiadanie komórek, ale też wyjazdy z domu na studia. W najbardziej konserwatywnych środowiskach, gdzie tego nie ma małżeństwa wciąż zawiera się wcześnie (bardzo niepokojące są dane o tym jak wcześnie w niektórych rejonach wiejskich). Jestem ostatnią osobą, która by zaprzeczała problemowi, ale nie wydaje mi się, żeby dało się Iran w jakikolwiek sposób porównywać pod tym względem z Egiptem czy Indiami. Większym problemem jest prostytucja nieletnich niż gwałty. Natomiast jeśli chodzi o zaczepki, na południu Europy też jest ich znacznie więcej niż na północy.

      Usuń