poniedziałek, 24 lutego 2014

NIECYWILIZOWANY CYWILIZOWANY ŚWIAT

Człowiek Zachodu, zwłaszcza Polak z gorliwością neofity, ma na ogół pogardliwie-protekcjonalny stosunek do człowieka Wschodu. Wiadomo, cywilizacja może i kiedyś u nich była, ale dawno się to skończyło. Trochę są dziecinni i bardzo leniwi, coś jak Sienkiewiczowi murzyni z W pustyni i w puszczy. I podobnie jak oni nieobliczalni. Bo niecywilizowani, po prostu. Ale by się ten cywilizowany człowiek zdziwił, gdyby wiedział na jakiego chama wychodzi w świecie, gdzie każdy gest i słowo nadal rządzą się wyraźnymi regułami.
Irańska hojność.
A co takiego robimy? O! Ograniczę się do kilku drobiazgów: po pierwsze siąkamy nosy. Coraz powszechniej głośno i uparcie. Irańczyk uważa to za czynność fizjologiczną z gatunku załatwianych w odosobnieniu. W towarzystwie najwyżej lekko nosem pociągnie, wytrze go w chusteczkę, w ostateczności w rękaw. Nie wysiąka, choćby miał dostać potem zapalenia płuc. Bo jest dobrze wychowany. Niepewnie patrzy, kiedy mu wyjaśniać, że u nas też nie wypada wydmuchiwać nosa z impetem. Trudno nie przyznać mu racji - większość Polaków to robi.

Nie zachowujemy norm przy jedzeniu. Myślimy widocznie tylko o swoim talerzu i żołądku. Inaczej Irańczycy - nie przełkną kęsa zanim nie nakarmią gościa. Nie zjedzą kanapki nie zaoferowawszy jej najpierw sąsiadowi w autobusie. Nigdy nie powiedzą, że im nie smakuje to, czym ich częstujemy, przeciwnie, nawet przypalone będą wychwalać jako oryginalne. U nas też tak jest? Oczywiście, każdy coś tam w pamięci odgrzebie...

Irańczyk zawsze stara się usiąść blisko drzwi. Bo to najgorsze miejsce, starszyzna siedzi "w górze". Polak już nie pamięta, że były kiedyś jakieś zasady dotyczące gości przy stole. Jeśli gospodarz nie pomyśli, żeby zostawić karteczki, najmłodszy gość usadowi się w najlepszym miejscu i pierwszy odpowie na pytanie, komu herbaty. Irańczyk nigdy tego nie zrobi.

Irańczyk nie wejdzie w butach na ręcznie tkany dywan. Wie, ile pracy kosztowało utkanie go, wie też jak cenna to rzecz. Wiele Iranek nigdy nie odkurzy dywanu odkurzaczem a wyłącznie miotełką, żeby nie niszczyć. Polak, cóż... stać go.

Irańczyk nie powie, że chciałby się po obiedzie położyć. Bardzo jestem wdzięczna starszemu koledze, że zwrócił mi na to uwagę. Bywając często u zaprzyjaźnionej rodziny grzecznie dziękowałam, ilekroć proponowano mi poobiednią drzemkę. Też coś - wiadomo, gość ma swoje obowiązki wobec gospodarzy. Właśnie, ma, tylko inne niż mu się czasem wydaje. Kiedy Irańczyk nalega, żebyś odpoczął, daje ci subtelnie do zrozumienia, że sam jest zmęczony. I tak, będąc grzecznymi możemy dać się gospodarzom we znaki. To jest właśnie sławna irańska kurtuazja (ta'arof), która każe zapraszać do domu każdego, kogo się spotkało w okolicy i oddawać najcenniejsze rzeczy z zapewnieniem, że to i tak niegodny prezent. W Iranie to bezpieczne - wszyscy wiedzą, że to taka towarzyska gra. Ale Europejczyk potrafi przyjąć zaproszenie za pierwszym razem (powtórzone kilkakrotnie pewnie jest już poważne), wyciągnąć łapę po ceny podarunek czy zająć miejsce ciężarnej.

Poza tym Polacy są oczywiście mało subtelni, ta'arof się ich nie łapie i trzeba stosować taryfę ulgową, żeby z takimi ludźmi wytrzymać. Irańczycy są otwarci i gościnni. Wiele gościom wybaczają. Wielu też ma dość własnej przeładowanej formami i pozorami rzeczywistości. Ci z zazdrością patrzą na swobodnych obcokrajowców. Jakież jest ich zdziwienie, kiedy się dowiadują ile mamy nieużywanych przepisów, jak: w górę schodów kobieta idzie pierwsza, w dół za mężczyzną, żeby w razie czego zawsze podał upadającej damie pomocną dłoń; kobiety przepuszcza się w drzwiach, ale w restauracji to mężczyzna idzie przodem, żeby znaleźć miejsce; kobiety nie wstają na powitanie i tym podobne formy seksizmu...

poniedziałek, 10 lutego 2014

CAŁA PRAWDA O IRANIE

Blog przeszedł chrzest bojowy, to znaczy dostał pierwszy krytyczny komentarz. I świetnie, o odbrązawianie i dyskusję tu przecież chodzi. Zarzut dotyczy lukrowania wizerunku Iranu. Nie mogę powiedzieć, że mnie zaskoczył, raczej czekałam nań od pewnego czasu. Zazdroszczę wszystkim, którzy wiedzą jaki jest Iran naprawdę. Otóż ja niestety nie znam całej prawdy o Iranie, dysponuję tylko faktami i obserwacjami, pewnie nieco liczniejszymi niż średnia statystyczna, które jednak zadziornie nie chcą się układać w koherentny obraz do opisania w dwóch zdaniach. Skłonna byłam nawet uznać, że zjawisko jest złożone i zaniechać poszukiwań jedynej dobrej odpowiedzi.


Sziraz. Fot. KR
Bo niestety z tym Iranem ciągle jest problem. Kolebka cywilizacji, która tak się wyzbyła pamięci historycznej, że dopiero wydobywa swoje dzieje z mroków mitu. Republika islamska, od momentu proklamowania której zaczęła się na dobre sekularyzacja mas społeczeństwa. Potentat naftowy, który zmaga się z biedą. Patriarchat, w którym kobiety miewają więcej do powiedzenia niż mężczyźni. Po rewolucji kobiety straciły wszelkie prawa, ale realnie średnia krajowa ich możliwości społecznych jest kompletnie nieporównywalna z tymi przed rewolucją (o tyle lepsza, nie gorsza). Państwo zabrania więcej, społeczeństwo przez to państwo kontrolowane na każdym kroku otwiera się, unowocześnia i ogranicza swoją kontrolę nad jednostką. Czego się trzymać? Dziś wolno, jutro nie wolno. Jednemu wolno, drugiemu nie. Nigdy nie wiadomo gdzie są granice.

Przykłady można mnożyć. Sytuacja dzieci też ich nastręcza: rozpuszczane do granic niemożliwości póki nie pójdą do szkoły trafiają do koszar w wieku siedmiu lat. Żyją w schizofrenii - w domowym i wirtualnym świecie pozostają coraz częściej sobą, w szkole muszą się mieścić w ciasnych ramach. Życie takie jak "Mikołajka" nie jest nietypowe. Irańczycy nie są ludożercami. Przeciwnie - lubią dzieci i lubią się bawić. Oczywiście zdarzają się sadyści a ujawnianie przemocy domowej stanowi tabu. Czy to czasem nie w Wielkiej Brytanii cywilizowana polska para nie tak dawno zagłodziła na śmierć dziecko, a szkoła nic nie zauważyła? To może jednak straszne paradoksy zdarzają się i poza Iranem?

Sprawa poruszona w komentarzu do poprzedniego tekstu: egzekucje. Tak się składa, że jestem zapaloną przeciwniczką kary śmierci. Ale zdaje się, że to mnie nie plasuje w zdecydowanej większości rodaków? Ciarki mnie przechodzą, kiedy oglądam filmy o amerykańskim "folklorze" związanym z egzekucjami. Was też? Czy w takim razie uznamy, że Stany Zjednoczone to samo zło? Kiedy brodaci panowie ferują takie wyroki na ogół nie cieszy się to wśród nas popularnością. A w Stanach przynajmniej władzę sprawuje demokratycznie wybierany rząd. W Iranie, przypominam, nie całkiem tak to wygląda. 

Bilans jest koszmarny - od czasu dojścia Ruhaniego do władzy liczba egzekucji wzrosła (w ciągu tych paru miesięcy stracono 300 osób). Ilekroć Iran ustępuje na arenie międzynarodowej wymiar sprawiedliwości będący w rękach twardogłowych pokazuje swoją siłę wieszając więźniów sumienia. Po ostatniej wizycie prezydenta Ruhaniego w Chuzestanie i obietnicach większych swobód dla tamtejszej mniejszości arabskiej radykałowie odpowiedzieli egzekucją Hosejna Szabaniego, irańskiego-arabskiego poety i aktywisty praw człowieka.

W czasie pewnej debaty na temat Iranu przedstawicielka Amnesty International powiedziała mi, że choćby prześladowania dotyczyły jednej osoby, nie wolno się na nie godzić. Tak jakbym nie wiedziała. Ale co mamy do zaproponowania? Rewolucję na wzór egipski czy wojnę, która doprowadziła do anihilacji Iraku, o którym mówiono, że po to pisze się w świecie arabskim książki, żeby tam trafiały? Negocjacje z Iranem wielokrotnie poświęcano dla doraźnych zysków politycznych. Dopiero teraz, po wstępnym porozumieniu pani Ashton zaproponowała, żeby włączyć kwestię praw człowieka do rozmów. I Iran wstępnie się zgodził. Pytanie na ile Zachodowi rzeczywiście zależy na rozwiązaniu tej kwestii. Jestem sceptyczna. Podjęto te negocjacje dlatego, prezydent Ruhani trochę tylko przesadził w Davos mówiąc, że Iran w ciągu trzydziestu lat będzie jedną z dziesięciu największych gospodarek świata. Iran ma wielki, niewykorzystany potencjał, o czym wszyscy wiedzą - także minister Piechociński wybiera się na wiosnę do Iranu z delegacją polskich biznesmenów. Gdzie jeszcze jest olbrzymi, stabilny kraj o niezaspokojonych, ale już rozbudzonych potrzebach konsumenckich i do tego z ropą naftową?

Udział dzieci w egzekucjach to osobny problem. Dość złożony. Inaugurując blog starałam się zwracać uwagę na szczególną emocjonalność Irańczyków. Na to, że przeżywają swoje uczucia gorąco, by szybko się z nich otrząsnąć. Dotyczy to różnych zbiorowych rytuałów, których nie szczędzi się i dzieciom. Ten temat wymaga więcej miejsca i na pewno się pojawi. Nie po to prowadzę blog, żeby mieć się gdzie ukryć przed drażliwymi pytaniami. 

A teraz, Drogi Czytelniku, zamknij oczy i pomyśl, że chcesz przedstawić komuś prawdę o Polsce. Pokazujesz mu zatem naszych narodowców. Powiedziałeś całą prawdę i Twój rozmówca poznał ten kraj? Ja wiem, że u nas oczywiście jest fatalnie, ale może nie aż tak. W Iranie też nie. Nie aż tak. Dla przyszłego kształtu Iranu najważniejsze jest teraz to, co się dzieje na dole. Nie są to zresztą moje słowa, to samo mówi pokojowa noblistka, Szirin Ebadi. Jej zdaniem Irańczycy muszą się nauczyć postaw obywatelskich, współdziałania. Za tym przyjdzie zmiana. Możemy ich jeszcze zbombardować, to im na pewno bardzo pomoże.


Wyborcy Hasana Ruhaniego. Zdjęcie świetnie pokazuje złożoność irańskiej sytuacji.
Co ma wspólnego ta dziewczyna z brodatym panem, na którego głosowała?

I jeszcze usprawiedliwienie - pozwoliłam sobie wykorzystać wspomniany komentarz jako pretekst. Zjawisko jest szersze. Wielką dyskusję wywołało ostatnio wykorzystanie w tytule konferencji naukowej cytatu "Kupując kebaba osiedlasz Araba". Bo niepoprawne politycznie. Martwię się, że coraz gorzej dla faktów, jeśli nie mieszczą się w z góry przyjętych założeniach. A rozumiem swój zawód jako gromadzenie i analizowanie faktów, z których dopiero można wysnuć interpretację. Dlatego jeszcze raz zastrzegłam, że ten blog ma zapewniać różne widoki, przez różne okna a nie - odgórną panoramę. Tej ostatniej jest już pod dostatkiem w mediach.

sobota, 8 lutego 2014

IRAŃSKI MIKOŁAJEK

Mikołajek w wersji irańskiej należy do pokolenia "Mniej dzieci - lepsze życie". Jest oczkiem w głowie rodziców a szczególnie wąsiastego taty, w którym ma najlepszego przyjaciela. Rodzinę łączy wspólna pasja: książki wszelkiej maści. I właśnie czytania książka uczy małych Irańczyków, ale czyni to z Mikołajkową lekkością.


Perski Mikołajek - Abdolrahman Sattarpur, Chandan - lezzat bordan (Czytanie - sama przyjemność),
Enteszarat-e madrese, wyd. VI , Teheran 1391 (2012)

Kto widział Persepolis Marjane Satrapi przypomina sobie może scenę wyrywania z podręczników podobizn szacha zaraz po rewolucji. Szybko zastąpił je wizerunek imama Chomejniego, który z biegiem czasu zaczął się nawet lekko uśmiechać. Perskie podręczniki zawsze były na pierwszej linii frontu ideologicznego a wychowanie młodzieży kolejne władze traktowały z powagą godną ministra Giertycha. Na podstawowy podręcznik szkolny przygody Mikołajka raczej by się nie nadały, choć podręczniki są już równie kolorowe jak polskie. Doskonale natomiast sprawdzają się jako pomoc dydaktyczna do nauki czytania całymi wyrazami.


Abdolrahman Sattarpur, Chandan - lezzat bordan...

Mikołajek jest właściwie bohaterem wymarzonym do adaptacji w irańskie realia - jest dzieckiem, chodzi do niekoedukacyjnej szkoły a jego problemy są uniwersalne. Ponieważ bohater jest chłopcem odpada konieczność trochę zabawnego ubierania siedmiolatki w domowych pieleszach w chustkę. Chustkę nosi tylko mama, postać raczej drugoplanowa, która albo gotuje i serwuje posiłki, albo dochodzi się z synkiem wzywając ostatecznie na pomoc tatę; albo czyta. 




Abdolrahman Sattarpur, Chandan - lezzat bordan...

Głównym bohaterem wyobraźni chłopca jest tata - zabawny łysawy grubas o krzaczastych wąsach zawsze gotów do zabawy, lektury książek syna i żartów. Chętnie przyłączy się do rysowania po dywanie, zapominając, że miał ukarać dziecko za brudzenie. Jest bohaterem kolegów syna i dżentelmenem, który bez słowa bierze rodzinę do restauracji, bo żona przypaliła zupę. Żeby uprzyjemnić synowi wizytę u fryzjera (dosłownie) stanie na głowie. Nie jest ślamazarny, jak jego francuski odpowiednik, i kiedy trzeba jasno pokazuje, kto w domu rządzi. Zawsze ma pod ręką rózgę, ale jako człowiek poukładany przenigdy nie zacznie wymierzać kary na podarte spodnie. Poczeka z egzekucją aż mama z nitką zrobią swoje. Francuski Mikołajek całe dni spędza z kolegami, irański najczęściej bawi się z tatą, albo w tatę - swój ideał. Jowialny ojciec jakby wbrew zabawnemu wyglądowi świetnie sobie ze wszystkim radzi. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zabawne historyjki z jego udziałem mają wychowywać nie tylko dzieci, ale - żyłka dydaktyczna głęboko tkwi w Irańczykach. A ja się zastanawiam, czy Mikołajek, gdzie by nie mieszkał, nie wolałby taty, który czasem przećwiczy mu pupę, ale zawsze ma czas, by poskakać z nim w worku i pobawić się w kowboja niż poprawnego politycznie, zimnego jak ryba i widywanego w niedzielę...








Abdolrahman Sattarpur, Chandan - lezzat bordan...